No i się zaczęło. Siedziałam dwa dni i wściekałam się jak to pofastrygować. Zrobiłam raz okazało się źle. Potem drugi raz to się pomyliłam w liczeniu kratek. Na szczęście fastrygę mam już za sobą. Pierwszy raz robiłam fastrygę na hafcie. Nawet nie spodziewałam się że może być to tak pracochłonne i męczące.
Po fastrydze przyszedł czas na obrzucenie maszyną brzegów aby się nie siepały. Okazało się że domową maszynę mamy zepsutą więc udałam się do krawcowej. I tu niespodzianka. Mam kolejny problem bo wyobraźcie sobie że zielonogórskim krawcową nie opłaca się tego obrzucić i dostać 5 zł. Dobrze że u nas w pracy mamy krawcową. Akurat jak chciałam obrzucić tkaninę to pani krawcowa poszła na urlop i czekałam na obszycie dwa dni ale w końcu udało się. Mój hafcik jest pięknie obrzucony za całe 2 zł.
W końcu mogę brać się za hafcik. Pomalutku przybywa czerwcowego kota. Na moim obrazku nie będzie na górze napisu koci kalendarz. Może za rok jak wróci do mnie gotowa praca to zmienię zdanie.


Na osłodę życia i złagodzenie stresu przedślubnego (to już w przyszłą sobotę) zrobiłam sobie torcika. Wyszedł przepyszny i już nic nie ma :).